schmeling_d (szerokość: 279 / wysokość: 380)



Danuta Schmeling urodziła się w 1959 roku w Chojnowie. Studiowała polonistykę w  Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie i pedagogikę resocjalizacyjną w Kolegium Karkonoskim w Jeleniej Górze. Mieszka w Legnicy.

Z wyboru żona, matka i nauczycielka, z zamiłowania „poetka i pisarka" od wielu lat łączy ze sobą wszystkie te życiowe – niebanalne role. Wiersze zaczęła pisać w dzieciństwie, choć ich forma i dojrzałość merytoryczno-estetyczna zmieniała się przez długie lata i ciągle ewoluuje.  Poza poezją uprawia także prozę, którą traktuje równie przyjaźnie jak pisanie wierszy.

Publikowała w gazecie lokalnej Echo Dobrodzienia i Okolic w grudniu 1994 roku, pozwalając zaistnieć w przestrzeni publicznej wierszowi „Tam gdzie kończy się normalność". Wśród wielu utworów jakie napisała, największym sentymentem i atencją darzy tomik wierszy z tak zwanego okresu chojnowskiego „Szuflada – etiudy poetyckie" oraz zbiór wierszy z zeszytu poetyckiego „Anioły pomiędzy wierszami".






UTWORY

Wiersz
nie potrzebuje obiektywu.
Wieczorków poetyckich
ani najlepszej prasy.

Wiersz
potrzebuje stanięcia w prawdzie
przed samym sobą
dla autorskiej samokreacji –
lustracji sensu
i kompetencji ducha.


----------------------------------------------------------------------------------------

Nie jestem Eurydyką
ani Wenus z Milo.
Nie znam się na miłości,
sztuce uwodzenia.

 
Życie traktuję poważnie,
czasem kocham świat od niechcenia…
Bywa, że jak wiatr
potrząsam gałązkami wierzbowymi.
Kwiaty łamię na pół jak błękitne parasole.
Napuszczam pszczoły i wiarę w piękno
na motyle i oblubieńcze poznanie.
Wiosenną burzą jestem na ziemskim padole…

 
Zmieniam brzmienie deszczu
w gradu kawalkadę dla fantazji i czarnego humoru,
traktując życie i czas,
jakbym nieustannie była w burzowym nastroju.

 
A potem szukam ciszy.
Któż jej w ludziach nie słyszy?
I wołam:
Życie, ty jesteś mocą,
bo wskazujesz mi drogę do miłości.
Kocham cię i powołuję do czułości.
Naznaczam cię czerwienią!
I spoglądam na ciebie,
jak nikt inny, kto nie był nawet w niebie…
I cieszę się z istnienia,
bo miłość jaka by nie była,
zło w dobro w człowieku zmienia!
Wiosennie duszę i ciało ludzkie umaja.
Potrzebując miłości,
jak ciekawska Ewa swojego Adama.


----------------------------------------------------------------------------------------

 

„GILDIA ARTYSTÓW CHOJNOWA"

ONA – wielka dama –
przyciąga ARTYSTÓW otwartością swych ramion,
budząc w nich poczucie piękna i schronienia.
CHOJNOWSKA GILDIA czerpiąca z serc ludzkich siłę tworzenia.
Pewnie niejeden chojnowianin chciałby wiedzieć,
co GILDIANIE w niej widzą,
czym się zajmują i właściwie po co?
Laik odpowie:
Dla miasta CHOJNOWA to czynią,
jego dobre imię swym jestestwem ozłacając!
To dlatego w scenerii własnych domów –
położonych za i przed rzeką o imieniu SKORA –
cierpliwie wykuwają swoją twórczość,
a potem w zaczarowanej – KRYSZCZUKOWEJ KUŹNI
podkową szczęścia klamrują wszystkie swoje dzieła,
tak na wszelki wypadek,
by im wszystkim się darzyło.
By braku pomysłów w ich głowach nie było
i rezygnacji ze świata imaginacji…
Kim są?
Architektami dusz – kreatorami sztuki.
Czym się posługują?
Wszystkim:
– zadumanym rysunkiem,
– piskliwym dźwiękiem,
– koronkowym – anielskim haftem,
– powabną fotografią,
– zabawną karykaturą  i przedwiecznym słowem.
Jacy są?
Zwyczajni – po ludzku interesujący – figlarni,
oznaczeni cezurą imienia i nazwiska.



„(…) znakiem krzyża"

Ona znakiem krzyża rozpoczynała
każdy dzień i krojenie chleba.
Z dumnie uniesioną głową szła przez swoje życie.
Szczerze kochała.
A gdy ciało zawodziło,
płakała skrycie i nadal szła krętą drogą w stronę jutra.
A potem przyszedł Jej czas,
więc pokornie – bez zbytecznej irytacji –
wykupiła bilet w jedną stronę i z imieniem Boga na ustach
po prostu odjechała.



„Wigilia Zaduszek"

Moim opłatkiem niech będzie wiersz niewinny – biały!
Pełen patosu, smutku – gorzkiej nędzy.
Czarnej żałoby co mi w serce wlała smutek bolesny.

Bo w mojej duszy nie ma już nadziei
na uścisk mamy najdroższy – kochany.
Mama odeszła do Krainy Cieni w mglisty poranek listopadowy.

Choć rozum ciągle odrzuca tę prawdę,
a serce szuka maminej dłoni i tembru kochanego – ciepłego głosu,
co we mnie koił każdą ludzką zdradę,
która mocno boli.

Tak w mej boleści mocno zagubiona,
odświeżam w sercu mamy wspomnienie,
choć Jej ze mną nie ma,
gdyż jest daleko u Pana Boga,
kocham jej życia każde tchnienie i wspomnienie.



„Wyznanie poety"

Kocham polskie góry,
nad którymi w koronkowych chmurach złotoskrzydłe anioły
na harfach grają Panu Bogu hymn miłości.
Kocham bezradnie ludzi,
którzy mi nieumyślnie serce skradli.
I was – Herbertowe –
ciche i głuche kamienie
w górskiej wodzie prawie po uszy zanurzone,
wyglądające powabnie jak panny młode
w białym welonie...

 


Człowiek 

z WYOBRAŹNIĄ MIŁOSIERNĄ
kocha ludzi za nic i nikogo nie ocenia!
Jest przy bliźnim na wyciągniecie ręki
i odległość serca – NA DOBRE I NA ZŁE.



„Miedzy znakiem a znaczeniem"

Nie wiem,
po co ludzkość rozmienia życie na drobne kawałki –
szczegóły – krótsze sekwencje?

Przecież i tak wszystko jest w NAS jednolite,
mistycznie zakodowane – nienaruszone.
Pragmatycznie wielkie!
Osadzone między znakiem a znaczeniem.



„Atak"

A mówiono jej,
że wszyscy są dziećmi jednego Boga.

O ósmej pięć straciła nadzieję.
O ósmej dziesięć
odmówiła modlitwę za ofiary zamachowców.

O ósmej piętnaście pogrążyła się w bolesnym smutku,
bo uświadomiła sobie, że miłość i braterstwo
znów przegrały z nienawiścią!

O ósmej dwadzieścia półgłosem wykrzyczała:
Brukselo, nie płacz. Jestem z Tobą!


* * *


Wjechał triumfalnie na osiołku do Jerozolimy,

a świat na Jego cześć wiwatował, głośno wołając:
Hosanna! – Błogosławiony!

 


TRYPTYK MUSZYŃSKI – PROZA POETYCKA


„Takim był…"

Mistrz Jerzy Harasymowicz często witał świt w domu w Bortnem.
Modlił się do Madonny Leśnej albo Madonny Prowincji.
Na cmentarzu łemkowskim łapał dystans do życia,
zaś w górach zastanawiał się,
dlaczego pada śnieg.

Kiedyś w lesie listopadowym
po kryjomu zbierał mokre, pożółkłe liście,
które ocierał z kryształowych łez,
troskliwie suszył i uporczywie wklejał do zielnika.

Nie oglądając się za siebie,
wracał na jakiś czas do ukochanej Muszyny
i wytrwale szedł w zamyśleniu popradzkimi,
górskimi drogami w butach dziadka,
by dojść do swojego domu – do jakiegoś celu…

Innym razem siedząc na ławce
przy fontannie na muszyńskim Rynku,
łapał wiatr w dłonie albo karmił niebieskie ptaki,
które potem, niczym srebrnopióre anioły,
zachęcał do lotu w niebo – On poeta krajobrazowy
oswojony przez słowa…


„Muszyna"

W ziemi pełnej soczystej miłości
na szlaku: Krynica – Muszyna,
jest taka miodem płynąca kraina, gdzie wiele dobrego się dzieje.

Tutaj w centrum Rynku, w „Szarotki" zacnych progach,
muzyka, proza i poezja życia miesza się ze smakiem
parzonej kawy i dorodnych jak panny młode – ciast,
smakowitych likierów i kremów.

Nieopodal gdzieś przy czyimś domu,
stary jegomość kronikarz –
baśniowy kot z podkręcanym wąsem,
opowiada małym mieszkańcom Muszyny,
kim byli – mistrz fraszki, Jan z Czarnolasu
i Jerzy Harasymowicz –
poeci z kart historii literatury polskiej wyjęci,
w żadnym względzie przez ludzkość nie wyklęci,
lecz przez Ziemię Muszyńską bardzo szanowani,
w Almanachu miasta opisani na wieczną pokoleń pamiątkę,
rzutkim językiem trafieni w dziesiątkę,
bo byli dla miasta ważni,
w swej życiowej roli niezastąpieni –
po wieki z Muszyną złączeni…


„(…) Wiem i ty wiesz..."

Zimnem drżąca Muszyna
przygotowuje się po raz kolejny na uchylenie drzwi
niepewnej przyszłości.

Przyrodnia siostra Krynicy –
dumna, choć paradoksalnie pokorna,
niczym Madonna z przydrożnej kaplicy –
od dawna wnosi w serca muszynian radosną nadzieję,
że dobrze się w ich życiu i domostwach dzieje –
bo przecież dzieje.

Wiem i ty wiesz,
że to miasto zmian i wielu spektakularnych sukcesów,
miasto – kuracjuszy i turystów,
a także różnej „maści" przygodnych artystów,
którzy tu pod drodze świadomie wstąpili
i są dla miasta szczodrzy, i mili –
pozostawiający po sobie rozkrzyczane nuty,
piękne obrazy i słowa – miłości i dobroci dary.
Krajobrazowo-uczuciowe złotości
ukryte w ludzkiej szlachetności.



„Poetyckie życzenia"

Dzielę się dzisiaj opłatkiem miłości
z każdym Czytelnikiem moich
skromnych wierszy,
życząc Im wszystkim wszelkiej dobroci,
zresztą nie po raz pierwszy.
Zatem: niech Wam betlejemska gwiazdka
w sercach jasno świeci,
wzbudzając w Was radość,
jak u małych dzieci.
Byście byli na co dzień zawsze szczęśliwi –
i dla siebie, i bliźnich dobrodusznie mili.


By czułości przy wigilijnym stole nikomu z Was nie brakowało,
radosnego kolędowania też nie było mało.

Byście w objęciach Jezuska małego przez chwilę trwali
jak wtedy, gdy byliście zupełnie mali
i teraz, gdy życie Was odrobinę przygniata,
bo jesteście w drodze poszukiwania miłości,
drugiego człowieka – siostry, brata...


* * *


Zapytano ją kiedyś:

Kim jesteś?

Jestem poetką brulionu,
szuflady, bloga.

Jestem animatorką i ambasadorką polskiego języka,
która pomiędzy zakodowanymi sensami fraz przemyka,
naśladując (od lat) życie.

Jestem poetką wolności wewnętrzno-zewnętrznej,
surowych liter, surowych słów, a nawet surowego przemilczenia.
Poetką światłocienia.



„Płakać nie warto"

Policzkowało mnie życie wielokrotnie,
depcząc ludzką godność.

Na szczęście
kordon zimnolubnych przyjaciół odpadł,
zła miłość bezpowrotnie odeszła –
a ja nie do końca spopielała
po czasie odzyskałam dawną pewność siebie
i złapałam wiatr w skrzydła.
Słowami – jak kiedyś – zaistniałam.



„Sam na sam"

Wołają na ciebie: SKROMNOŚĆ!
To dlatego skromności w ludziach
i w słowach szukasz.

Nie obijasz się po kątach
i po szemranych klubach.

Jesteś z krwi i kości.
Zwyczajną.

Pijesz kawę z mlekiem,
na co dzień rozmawiasz o wszystkim
i o niczym.

Nie ma we Tobie żałosnej pustki
ani żarłocznej goryczy, że nie jesteś sztandarowa.

Nie lubisz wokół siebie zamętu,
unikasz rozgłosu.

Dlaczego nie lubisz? – zapytał Cię kiedyś On.
Odpowiedziałaś: Nie lubię chaosu!
Chaos mnie onieśmiela.
Zawstydza.

Uwielbiasz bezludne – bezgłośne chwile,
wtedy zachłannie rozmyślasz, czytasz albo piszesz.
Cenisz w sobie bezkształtny spokój i bezszelestną ciszę!



ŻOŁNIERZOM WYKLĘTYM

– Mamo,
kim byli żołnierze wyklęci,
z kart historii Polski wyjęci –
zapomniani?
– Synu,
byli patriotami!
Białymi Polakami ze śladami
katowskich kul w głowie.

Takimi byli właśnie polscy –
cisi bohaterowie,
żołnierze niezłomni
w bezimiennych grobach pochowani
– na szczęście –
z kwater leśnych po latach odgrzebani,
by dać świadectwo prawdzie...

 


"Starość..."

Nie jestem biała ani szara, ani czarna,
ani liberalna, ani nowoczesna.
Jestem moherowa
i przewrotnie czerwona,
choć nieupolityczniona.
Niezależna!
Po prostu wolna...



„ Pokochałam Cię"

Pokochałem Cię w sekundę!
Życie ulepione z miłości i prochu ziemi.
Wygnane z raju.

Absolutnie prawdziwe
– pozornie niezłomne…

Życie nieokiełznanej swobody,
chodzącej swoimi drogami;
wypełnione słowem –
akcentem koniecznym.
Zdaniem i kropką.
Sensem!


* * *


Marzę o tym,

by w mowie Polaków oddzielić dobro od zła,
ziarno od plew
i zacząć wszytko od nowa
– po Bożemu... JĘZYK POLSKI



„Tajne przez poufne"

Pół prawdy,
to całe kłamstwo! –
rzekła teczka do teczki.

Lud woli "gorzką" prawdę,
od której nie ma ucieczki.

Więc zamiast
z rymem
i IPN wojować,
pozwólmy się zlustrować.


* * *


Kto kocha, żyje podwójnie.

Dopóki nie spali się w nim
cząstka materii:
rozumu, tęsknoty i czucia.
Wiary i miłości.

Dopóki nieład duszy
– wewnętrznego piekła –
nie osiągnie apogeum chaosu.
Bezkształtu!

Końca początku,
początku końca.

Kto kocha,
– mocą miłości – siebie
i ludzkość przeżywa,
stając się nieosobowym wiatrem
wiejącym po lawendowych wzgórzach Raju.
Pańskiego domu...



 „Vis-à-vis"

Usiądźmy vis-à-vis.
Niech oczy przenikną siebie,
a milczenie przeobrazi się w szept –
intymną frazę wyznania.

Niech znów – jak kiedyś –
zaistnieje czułość.
Ulepiona z gliny. Wygnana z raju.
A wraz z nią życiodajna miłość
i my:
ja urojona,
ty urojony,
oboje wyrzeźbieni z żebra Adama –
wyjęci z łona Ewy.
Zaplątani w skrzydłach czasu,
oswojeni w kochaniu.

Nagle ktoś z końca ziemi powiedział:
Miłości na świecie już nie ma
i cudów coraz mniej.
– Wierzycie?
– Nie wierzymy – odpowiedzieliśmy.
– Nadal gramy w czerwone.


* * *


Życie jest jednokrotne - 

wyssane z mlekiem mamy.
Z sekundy na sekundę policzalne.
Przemijające.



„Życie…"

Życie
nie przepuszczam Cię naiwnie przez palce,
jedynie po niedomkniętych zaułkach siebie –
makro i mikroświata – oprowadzam.

Dotykam swoimi myślami,
bo jesteś we mnie wolą – kobietą.
Pulsem. Zapachem. Autokreacją!



„Po prośbie"

Pani:
ciemnolica,
bursztynowa,
brylantowa, rubinowa,
koralowa i biżuteryjna –
po ludzku dobra i litościwa –
przez swoje wstawiennictwo u Boga,
pośrednictwo miedzy ziemią a niebem –
módl się za nami!



 „Metafizyka"

Widziałam na niebie
twarz mojego Pana
utkaną z chmur białych
i szarych –
koronkowych

krzyknęłam
prosząc

Panie
poczekaj
zrobię szybko zdjęcie
by świat uwierzył

aparat fotograficzny
w porę nie zadziałał –
unicestwił widzenie!



„(…) w chaosie szukam siebie…"

Przeredagowuję życie jak tekst!
Wykraczam poza granicę wersu.
W chaosie szukam siebie,
nie Ciebie!
Z dnia na dzień mądrzeję.
Łez po złej –
nieszczerej  miłości nie ronię.
Bo... po co?
Ozłacam się Nadzieją na lepsze jutro
każdym dniem i każdą nocą...
W prozie życia szukam,
choćby kawałka, poezji.


* * *


Jej ciało umiera!

Obraca się w proch,
opadając na ziemię!
Tylko dusza ma się dobrze.

Z westchnienia na westchnienie,
z modlitwy na modlitwę,
wznosząc się ku Niebu –
szlachetnieje. Anioł nie kobieta...



„Tyle wspomnień"

Tyle wspomnień
odeszło poza granice teraźniejszości:
moje dzieciństwo
i kilka osób, które kochałam.
Wszystko prawie przeminęło, tylko ja zostałam.

Czując się osaczona przez codzienność,
banalność życia,
zwyczajność,
która jest nijaka,
aby być sobą,
muszę uciekać do świata,
gdzie słowo z rymem harcuje;
żartuje – flirtuje,
śmieje się,
kocha, nie intryguje,
nie zdradza,
miłości ludzkiej sprzyja
i ludziom doradza, jak dobrze żyć,
żeby szczęśliwym wiecznie być...

Mój Boże,
właśnie takiego – wolnego –
świata mi trzeba!
Ciebie,
poezji i Twojego błękitnego –
bezkresnego nieba.



„Famme fatale"

Męskim słabościom
szybko nie wybaczam, dlatego długo cierpię
i rozpaczam, naiwnie wierząc,
że reperuję serce,
choć ono tego wcale nie chce!



„Ironia losu..."

Seksapil:
słowo soczyste
przypisane każdej –
wyjątkowej! – kobiecie.
Czy Panowie wiecie,
że praktycznie "to coś" nie istnieje?
W głowie i wyobraźni męskiej się plecie,
chodząc po Panów wydumanym,
przesyconym erotyzmem świecie.

 


„Adam i Ewa"

Kogóż,
jak nie Ciebie kocha serce moje.
Impulsywnie na Twój widok –
po wariacku –
ciągle bijące,
rozmiłowane w Tobie.

Zatopione w rozmarzonych myślach,
wędrujących po zakazanych szlakach mojego
i Twojego ciała,
jakby natura pragnęła
i chciała.
Żądała na zamówienie.

Kogóż,
jak nie Ciebie przywołuje moje ciało co nocy,
powołując się na nasze uczucia,
bijące siłą mocy,
pozwalając nam stać się kochankami.
Zniewolonymi ofiarami miłości,
pysznej, bezwstydnej nagości.
Zatraconymi w niejedynym życia sensie.
Przyrzeczonym człowiekowi przez Boga w raju,
przy edeńskich cnót ruczaju...



"Lustro"

Rozpraszają mnie szczegóły:
poetyckie dywagacje,
którymi karmi mnie wyobraźnia.
Uciekam.
Ciągle jestem w odwrocie,
poza kręgiem polarnym wiersza,
horyzontem czasu,
wersów i treści.

Jest późne popołudnie.
Piję kawę.
Gorzki smak napoju energetyzuje,
a myśli w głowie eksplodują,
nabierając tempa.

Znów piszę,
by moje liryczne "ja" zaistniało.
Stało się podwójne, potrójne.
Stężone (w wierszu) jak lód.
Tożsame ze światem,
który jest we mnie. Balsamiczne.
Natchnione wolnością.
Obdarte z tożsamości.

Na szczęście On powiedział:
Pisz, życie może poczekać!
A ja wiem,
że to znów moja wina.
Wina?



„Wyznanie..."

Podziwiałam Mamo
Twoje oczy szczere i mądre.

Podziwiałam Mamo
Twoje serce bardzo litościwe.

Podziwiałam Mamo
Twoje ręce pracowite i szczodre.

Podziwiałam Mamo
Twoje zwyczajnie proste życie –
Bogu, światu i najbliższym miłe.

Podziwiałam Mamo
Twoją skromność i moich dzieci,
najczulsze kochanie.

Kochałam Mamo
Cię niewiarygodnie mocno i wiernie
za pięćdziesięcioczteroletnie
przy mnie trwanie.



"Poezja"

Napisany początek.
Napisany koniec.
A pomiędzy:
nieopisana radość,
nieopisany ból i smutek.
Wysłowiona
lub niewysłowiona miłość!

Słowem
NAPISANE ŻYCIE!


* * *


W moim sercu noc,

noc i ja,
i myśli splątane tańczą.

Nie chcą przestać.
Nie chcą spać.

Wokół mnie te same kąty,
wszędzie pustka
i ja sama znów.
Ja i noc,
noc i ja –
przedziwny świat.
Metafizyka:
w małej garści szczypta życia
zamknięta w przestrzeni jednej bezsennej nocy.



„Adeli"

Widzę Cię w myślach i w kroplach deszczu.
Czuję sercem – wspomnieniem.
Miłości moja dawna.
Wierna.



„Ostatni akord"

Życie zawadziło skrzydłem –
rzekomo o brzozę –
i niespodziewanie spadło!

Bezpowrotnie odeszło,
wzbiwszy się wysoko w niebiosa,
tam, gdzie zimną rosą i dziękczynnym śpiewem
archaniołowie oczyszczają sumienia umarłych sióstr i braci,
a Bóg Ojciec każe czekać na sąd i świata zbawienie.

Życie ostatnim akordem serca przestało istnieć,
stając się wspomnieniem,
ofiarą losu.

 


Babciom: Apolonii i Marii

Ludzie (od dziecka) myślą,
że ta bezkresna,
niezwyczajna miłość
jest im na zawsze dana...

A ona jest nam wszystkim
tylko na jakiś czas podarowana,
byśmy płonęli w jej serca dobru.
Niestety,
ta sama miłość z czasem,
jak ptak od ludzi odlatuje.
– A człowiek?
– On ją opłakuje!
Cierpi i przedwcześnie obumiera.

Spadając z piedestału życia,
nabiera wspaniałomyślnej pokory,
do której wcale nie był taki skory –
uczy się, pielęgnując (w sobie) wspomnienia.
Ze łzą w oku przywołując –
z obrazów niedawnej przeszłości –
miłość kobiety, której już nie ma!



Dziadkom: Aleksandrowi i Janowi

Nie było mi dane
spojrzeć Dziadkom w oczy.
Ja Ich nigdy nie miałam.

Pozostała mi po Nich pamięć rodziców:
kilka pożółkłych fotografii –
opowieści, które dziecięcą wyobraźnią pokochałam.

Nie skradłam Dziadkom nigdy całusa,
nie ofiarowałam kwiatów zbieranych na chabrowym polu
ani laurki, ani wiersza wyuczonego w przedszkolu.

Choć moje życie wydoroślało,
a z dziecka nic już we mnie nie ma.
Wierzę, że Obaj cierpliwie czekają,
z naręczem błękitnych niezapominajek,
by mnie powitać u bram zaczarowanego nieba...

 


„Epitafium dla pisarza"

Żył, pił
i dużo pisał,
żyjąc razem z nami,
pisarz wszech czasów
z licznymi przywarami i zaletami.
Po ludzku ludzki!
Zamknięty na wieki w peerelowskim –
dwudziestym – wieku.
Przestrzeni grobu i minionej epoki:
z powagą niezłomną –
zapiekłą. Śmiertelną.



„Do widzenia..."

Nie płaczę po Was,
nie rwę szat,
lecz mówię półgłosem –
z szacunkiem:
Do widzenia! –
bliscy i dalecy znajomi,
uchodzący z mojego życia
w stronę niefrasobliwego cienia,
świata pełnego ekscytacji –
mocnych przeżyć.



„(...) niebo się budzi..."

W zimowy – niedzielny – poranek niebo się budzi,
by spojrzeć z góry na wszystkich ludzi,
i ja bez większego żalu wyszłam (przed szóstą) z pościeli,
by na białej kartce napisać:
Dziękuję Ci Panie,
że żyję – po ludzku jestem!

A w chwilę potem ręce do modlitwy składam,
mojemu Bogu swe troski przedkładam,
prosząc o siłę i duchowe wsparcie –
nieustannie, wręcz uparcie,
szepcząc: Kocham Cię, Panie!

 


„Marek…"

Pisał,
bo odkrył w sobie potrzebę (epickiej) kreacji,
silniejszą od miłości do życia i kobiety.

Autor "Wilka" i ...
z wilczym apetytem na pisanie.
Polski James Dean z papierosem w ustach,
skazany na sławę i legendę.

Zasiedziały w Wiesbaden,
któremu raz pomyliły się kroki –
zniewolony przez XX w. umysł,
ale nie odczłowieczony.


* * *


Uczyńmy nasz świat trochę lepszym!

Niech ludzki gniew nikogo nie zabija.
Niech dobro zło miłością zwycięża,
a nie mocą zbrojnego oręża.


Mojej ulubionej poetce – Wisławie Szymborskiej

Przebiegłam przez szafy i półki –
szuflady i skrytki,
wszędzie pusto i głucho.
Niemrawo...

W prawym kącie pokoju,
w tekturowym,
szarym kartonie
leżakują pożółkłe fotografie,
biometrycznie zabezpieczone
przez sekretarza –
mistrza ostatniej,
zbanalizowanej ceremonii.

Zdjęcia indywidualne
i grupowe.
Porzucone. Rozżalone.
Niczyje!

A obok nich
tomiki osieroconych wierszy
i kilka zabawnych bibelotów,
gadżetów –
pamiątkowych rupieci.

W lewym kącie pokoju
siedzi osławiony kot,
pogrążony w żałobie po poetce.
Niewiele robi.
Miauczy,
udzielając głosu rozpaczy.
Krakowski żałobnik
wyrwany z kontekstu wiersza,
wszystkim dobrze znany.

 


Mojemu Ojcu – z miłością

Kochany Ojcze!
Nigdy nie byłeś dla Niej kimkolwiek.
Ważnym byłeś.
Z wadami czy bez –
mój Boże! –
jakie to ma naprawdę znaczenie?

W Jej świecie liczyłeś się tylko Ty,
Twoje sny,
a nawet odrealnione – z latami –
porażek cienie,
które kiedyś Tobą mocno wstrząsały,
bolały,
uczyły szacunku i pokory,
rzucając Cię na krótką chwilę na obydwa kolana.
Bywały zuchwałe chwile, że od rana,
a potem z wieczora – ku Twojej uciesze –
bezpowrotnie odpływały,
dając szansę i nadzieję na piękniejsze życie.
Pamiętasz? – pragnąłeś tego skrycie.

W Jej życiu Twoje sukcesy były Jej sukcesami.
Chwilami radości bez płacenia symbolicznego myta.
Marzeniami – o wiecznym szczęściu – snutymi w noce czarne:
bezsenne, bezgwiezdne, bezksiężycowe,
bezkształtne, bezwstydne – przeniknięte Tobą.

Teraz, gdy Jej nie ma, warto byś Kochany o tym pamiętał.
Byś czuł na swoich barkach ciężar dziedzictwa Jej miłości.
Byś wiedział, że nic nie działo się bez przyczyny,
bez błogosławieństwa losu –
bez Twojego i Jej przyzwolenia.


* * *


Kim jest ona?

Celebrytka słów stojąca na urwisku kiczu i banału?
Niewysłowiona,
tandetna, z rymem zadartym do góry,
patrząca na ziemię zza chmury,
nie schlebiająca popularnym gustom –
poetka – grafomanka?

Kim jest on – zakrzepły w pozie recenzenta?
Promotor "moderny"
i lingwistycznego – akrobatycznego pisania,
konstytuowania prawd moralnych
bez moralności,
XXI wiecznej hołubionej bylejakości?
Niebytu sztuki w sztuce?
Pochlebca sensów naddanych,
chronionych dóbr mózgu?

Kim są oni?
Adoratorzy wierszy,
zachłystujący się układem kaskad słownych,
pozbawionych uczuciowości i serca?
Rytmu i melodii?
Gloryfikujący akt twórczy –
pisanie –
według zasady: a priori,
według zasady: na przekór,
według zasady: bez poddaństwa.

 


„Apostrofa do poety"

Poeto!
Cóż to za wiersz
pisany według uproszczonego –
bezkształtnego wzoru,
z pionowo - poziomą lokalizacją wersów
lekko spadających w dół śnieżnobiałej kartki.
Z rymem zawieszonym w czasie,
zakłóconą świadomością sensu
i puentą o niczym?
Nie widzisz, nie czujesz?
To koniec.
Twoje życie topnieje.
Będziesz sechł,
gubiąc kierunki w oceanie codzienności,
przestrzeni "niewiersza" – jego wątpliwym sacrum.
Zapomniałeś?
Życie lubi chronologię.

 


Tam gdzie kończy się normalność
Tam gdzie kończy się normalność ludzkiego istnienia
zaczyna się poezja
sztuka łączenia słów w jedną całość
taniec znaków z kodem natchnienia
magiczna wielkość lub małość!


Zwyczajne ludzkie trwanie!
Bohaterami moich wierszy są
ludzie – czas – kamienie rezydujący w mojej  wyobraźni
i niepysznej codzienności
bohaterami moich wierszy są smutki i radości
mego czasu  powolne konanie – zwyczajne ludzkie trwanie!  


Myśli w głowie poetki harcują
Myśli w głowie poetki harcują
szukają drogi wyjścia – pejzaże świata malują
i portrety ludzi
a świat przy tym wcale się nie trudzi!


Witaj dniu
Witaj dniu w promienie światła odziany
koronką oszronionych drzew przyozdobiony
witajcie wróble wychudłe i głodne
po mym oknie skaczące
witaj słońce
dobra ziemio co tętnisz życiem od wieków
witaj marny człowieku!


Między wyobraźnią
Między wyobraźnią a rzeczywistością
żartem i powagą jest codzienność:
szkoła dom
dom szkoła
i wiele zwyczajnych spraw przeholowanych na stronę marzeń. 
Suma summarum – samo życie.


Rodzinny dom
Często wspominam swój rodzinny – chojnowski
okrągły stół  pamiętający wiele Wigilii i mamine ruskie pierogi 
kota Michała  i  rymowankę z dzieciństwa:
ślimak ślimak wystaw rogi…


Na początku była Ciemność!
Na początku była Ciemność!
Potem nad światem zapanowało Światło.
Mijały epoki.
Światło upodobniło się do Słowa i podjęło troskę o ludzką egzystencję
żeby miłość przeistoczyła się orzeźwiającą Wodę
a życie w Chleb powszedni…


Dzięki sile inteligencji

Dzięki  sile inteligencji odrzucamy fałszywych proroków
poznajemy  jak smakuje dobro i zło
z pomocą lub bez pomocy bliskich jak ziarno pszeniczne dojrzewamy!


Malachitowy żołnierz
Malachitowy żołnierz z wybujałą wyobraźnią
i miłością do wolności pogrążył się we śnie
od lat szarobura śmierć smaga kamienne oblicze jego pamięci
czasem ktoś lampkę w Zaduszny Dzień zaświeci
i przyklęknie by w samotności pozostać z sercem poety…


Skradłam sobie wolność
Pisząc wiersze
świadomie skradłam sobie wolność.



(…) dla ocalenia magii i cienia
K. K. Baczyńskiemu:
Kiedyś Ci kwiaty na grobie położę
obejmę smutek
do piersi przytulę
różaniec z wiersza odmówię spokojnie
i wraz z ptakami i wiatrem odfrunę
i będę głosić – wykrzyczę wspomnienie
wykrzyczę głoski twego imienia
któregoś dnia przyklęknę przy grobie dla ocalenia magii i cienia! 


W poprzek życia
W poprzek życia stanął mój świat
tak jak w poprzek wiersza stanęły moje kobiece uczucia
klepsydra odmierzająca czas
beznamiętnie określa osobowość prawną
przemijającego roku
niepewna następnego dnia i swego człowieczego losu
spoglądając w przeszłość
przemierzam wciąż te same ścieżki starego wieku – MOJEGO WIEKU!  


Wiersze które piszę
Wiersze które piszę
nie dają się rymować.
Straciły smak i nieposzlakowaną opinię – posmutniały.
Z gęstwiny słów zanurzonych w żałobie malują obraz  kobiety
która dała mi życie. 


Ona

Ona już wie,
że po drugiej stronie PRAWDY ludzkość jest o niebo szczęśliwsza! 
Nie mam w słowach oparcia…


Nie mam w słowach mocnego oparcia
gdy dopada mnie melancholia
a żal po stracie matki coraz głębiej i głębiej wżera się w serce
wszystko wtedy wydaje się być takie bezsensowne.

Daj im nadzieję
Nieśmiertelna śmierci
ty co zabijasz i skazujesz ludzkie ciała i dusze na zapomnienie
daj im nadzieję na życie w innym bycie.


Bunt liter
Litery buntują się przeciwko słowom
bo nie lubią absurdalnych znaczeń
nadawanych im przez odurzonych życiem poetów
ukryte jak wino w pękatych beczkach czasu
przez lata dojrzewają
aby osiągnąć odrobinę ludzkiego sensu
a gdy w głowie poety zrodzi się kolejny pomysł na jakąś refleksję
wydostają się z dębowych beczek
by jego wprawną ręką tworzyć – jak dawniej – kody życia.


Słowa spływają po jej czole
Słowa spływają po jej czole jak krople czarnego atramentu
układają się w wersy
kończą myśl rymem
z rozbitych luster czasu z mądrością lub bez mądrości
układają rzeczywistość XXI wieku.


Człowieku…
Człowieku,
w moich wierszach nie odnajdziesz programów na lepsze życie,
zamiast subtelnej puenty jest kropka zamykająca zdanie.
W moich wierszach rym bywa gościem,
bo pisać zwyczajnie jest mądrzej i prościej.
W moich wierszach strofa ociera się o bajanie,
o wielką radość,
o płacz,
o kobiece wzloty i upadki,
o  niedostatki  i o  ludzką biedę,
którą świat ignoruje,
a jakiś medialny złośliwiec komentuje
w rytmie całodobowym nienawidząc człowieka,
który przed jego ciętym językiem ucieka.


(…) w cieniu szuflad
Wiersze poetów nie pchają się na afisze
żyją w cieniu szuflad wśród zacnych pamiątek.
Samotne,
bez pamięci zakochane w sobie
szukają możliwości złapania pierwszego oddechu poza szufladą.
Wszyscy poeci – poza nielicznymi – traktują je jak małe dzieci.
Karcą za pierwsze błędy popełnione w młodości
a gdy po latach zauważą
że wewnątrz wierszy słowa żółkną ze starości – drżą
żeby nie straciły na atrakcyjności.
A potem – o ironio losu! – przychodzi czas na zamianę ról
i wielkie rozstania.
Umęczeni życiem poeci umierają
a osierocone wiersze pozostają absolutnie same.
Przygniecione żałobą po poetach
ukrywają się pomiędzy stronami staromodnych książek.


Zapisz
serwis jest częścią portalu miejskiego www.chojnow.eu przygotowanego przez MEDIART (w CMS) © przy współudziale Urzędu Miejskiego w Chojnowie